dalej Zdzisio, spragniony widać współczucia. - Leżę martwy na stole, a moja żona telefonuje gdzie się da, żeby zdobyć trumnę, ale trumny nigdzie nie ma. Moja żona rozwściecza się coraz bardziej i ja myślę sobie: "Boże, ona z tej złości mnie zabije!" Przeżyliśmy, Jasiu, życie i zupełnie nic z tego nie wynikło. Wcale nie wiem, czy mnie szlag niedługo nie trafi, co nikogo nie zasmuci. Pustynia, Jasiu.<br>- A żona, Zdzisiu, a dzieci?<br> - Ee tam... - westchnął Zdzisio i wstał. - Żegnaj, Jasiu. Pomódl się czasem za moją grzeszną duszę.<br>Ten obraz pokonanego przez życie, a tak niegdyś bojowego Zdzisia Pasionki powracał mi często we