spłoszony, nie powracał. Lecoq sięgnął ręką do półki i zdjął książkę. Otworzył. Lenin: "Zadania Proletariatu". Próbował czytać.<br>Myśli, jak maleńkie robaki-skałotocze, nie mogąc przedostać się do mózgu, zawracały zadąsane pomiędzy czarne grządki wierszy. Towarzysz Lecoq odłożył książkę i zapatrzył się w sufit.<br>Skądś, z lustra pamięci, jak spóźnione odbicie, wynurzyła się smagła, ochłostana wiatrami twarz, odebrzmiały słowa proste, uśmiechnięte: "Wytłuką, to wytłuką dziesięcioro chłopa. Zawsze co dziesięciu, to nie cała komuna. Spróbować trzeba".<br>Towarzysz Lecoq uśmiechnął się: ambicja? Junactwo? Czy też doprawdy taka zapamiętała miłość komuny?<br>Spotykał się z tymi ludźmi co dzień, od lat, twarzą w twarz, jeszcze na