Isz go, jaki bojki do roboty, może, da Bóg, odmieni się przeklęty - szepnęła pani Linsrumowa, obserwując pracującego pilnie Polka.<br>Idąc do szkoły Polek usiadł na starym kopcu granicznym koło klasztoru, aby odpocząć trochę i ponownie upewnić się, że trud jego nie był daremny. Jeszcze w domu, przy śniadaniu, kiedy Dziadzia wypędzał krowy na łąki, zerkał co chwila na arkusik ładnie obcięty, pokryty pracowicie akwarelą. I teraz widoczek wydał mu się zrazu nie najgorszy, chociaż w pełnym świetle dnia nie bez mankamentów. Wpatrywał się znów długo w czerwone sosny i kłębowisko wrzosów u ich podnóża, a całość jakoś mu się przestawała podobać