którzy do niej strzelali.<br>Poznań, 28 czerwca 1956 roku, Szpital Miejski nr 2, dziś szpital im. Raszei. Tuż przed jedenastą za oknem rozlegają się strzały. Słychać krzyki rannych. 21-letnia Aleksandra Banasiak, pielęgniarka z chirurgii, zakłada biały fartuch, chwyta podręczny zestaw z opatrunkami i wybiega na ulicę. Około trzeciej rannymi wypełnią się korytarze niemal wszystkich poznańskich szpitali. Lekarze operują pacjenta za pacjentem. Kazimiera Grzelczak, wtedy 17-latka, pracowała w Miejskim od pół roku. - Kiedy padły pierwsze strzały, poczułyśmy zwierzęcy strach. Nie odważyłam się wyjść ze szpitala. Tu ratowaliśmy życie, tam można było je stracić. Ola dała z siebie więcej, niż można było