na urlopy wybierali się niechętnie. Nawet <name type="person">Jerzy Buzek</>, który rządził całą 4-letnią kadencję, w ostatnich dwóch latach urzędowania wracał z wypoczynku przed terminem. - Najpóźniej po dwóch tygodniach - dodaje <name type="person">Krzysztof Luft</>, ówczesny rzecznik rządu. Także <name type="person">Leszek Miller</>, choć wydawało się, że będzie rządził długo, nigdy nie wybrał się na dwutygodniowy wypoczynek. - Premier <name type="person">Miller</> był pracoholikiem, każdą chwilę <orig>nieprzeznaczoną</> na wyjazdy, spotkania, narady uważał za straconą - opowiada <name type="person">Marek Wagner</>, szef jego kancelarii. - Ale zupełnie nie przekładało się to na wyniki społecznego poparcia - zaraz uzupełnia.<br><name type="person">Wagner</> pytany o to, co oznacza brak szefa rządu z powodu urlopu, odpowiada żartobliwie: - To nie jest tak