do kapliczki. <br>Na jej środku, twarzą ku drzwiom, klęczała postać. Dwie zupełnie żółte, jak z wosku, ręce, rozpostarte, wyciąga ku niebu. Oczy, tak jasne, że prawie białe, patrzały z twarzyczki wyschłej, zmarszczkami pokreślonej tak, że wyglądała jak skrzydło motyla. Z oczu płynęły dwie strugi łez spokojnych, a twarz raczej zachwyt wyrażała niż rozpacz. <br>Henrysia już nie bała się wcale. Powiedziała cichutko: <br>- Wiem, że pani jest duchem, ale ja jestem żywa. Proszę mi powiedzieć, czego pani potrzeba. Ja wszystko zrobię. <br>Klęcząca postać widocznie kończyła modlitwę, bo przeżegnawszy się, po trzykroć ucałowała kamienną podłogę kapliczki. <br>Przez wybite okienko wleciała jaskółka i znikła w