Czułem jego spieczony oddech w<br>swoich ustach, a serce jego biło po całym polu, nawet w grabiach<br>słychać je było. Zrozumiałem, że mu ich nie mogę teraz oddać ani nawet<br>popuścić, sam przecież nie chciał, mocował się tylko z nimi. Ktoś więc<br>musiał je trzymać, niekoniecznie mocno, bo ich nie wyrywał, tylko się<br>mocował. Musiał się czuć przekonany, że mu ich nie chcę oddać, że tylko<br>więc o te grabie się rozeszło, o nic, tylko o grabie.<br> Nie rzekłem ani słowa. Wiedziałem, że muszę tę chwilę przetrzymać w<br>tym samym co i on napięciu, bez odruchu litości czy pokory, bez<br>współczucia