Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
szybko w moją stronę. Puściłem się biegiem i schroniłem się w bufecie na przystani. Tam przeczekałem burzę. Trwało to blisko dwie godziny.

Kiedy wróciłem, zastałem Kazię w stanie straszliwego zdenerwowania. Okazało się, że panicznie boi się burzy, a w dodatku niepokoiła się o mnie.

- Widzisz, jaki ty jesteś! - mówiła z wyrzutem. - Taki z ciebie mężczyzna! Opuszczasz w chwili niebezpieczeństwa kobiety i dzieci. Zostawiasz je na pastwę losu... Głasza, daj mi coś słodkiego!

- Kiedy nic nie ma, proszę pani!

- No to chociaż kawałek cukru...

Wieczorem, kiedy leżałem już w łóżku, Kazia uchyliła drzwi. Ale tym razem nie weszła do pokoju, tylko rzuciła
szybko w moją stronę. Puściłem się biegiem i schroniłem się w bufecie na przystani. Tam przeczekałem burzę. Trwało to blisko dwie godziny.<br><br>Kiedy wróciłem, zastałem Kazię w stanie straszliwego zdenerwowania. Okazało się, że panicznie boi się burzy, a w dodatku niepokoiła się o mnie.<br><br>- Widzisz, jaki ty jesteś! - mówiła z wyrzutem. - Taki z ciebie mężczyzna! Opuszczasz w chwili niebezpieczeństwa kobiety i dzieci. Zostawiasz je na pastwę losu... Głasza, daj mi coś słodkiego!<br><br>- Kiedy nic nie ma, proszę pani!<br><br>- No to chociaż kawałek cukru...<br><br>Wieczorem, kiedy leżałem już w łóżku, Kazia uchyliła drzwi. Ale tym razem nie weszła do pokoju, tylko rzuciła
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego