Kertesz, prowadził schronisko<br>górskie.<br> Pod budynkiem Józek polecił lotnikom, aby się schowali,<br>sam zaś zakradł się pod okno. W izbie paliło się światło.<br>Próbował sprawdzić przez okno, czy nie ma kogoś obcego, ale<br>zasłona była zasunięta i nic nie widział. Stał jeszcze chwilę, by<br>z treści dobiegającej go rozmowy coś wywnioskować. W końcu<br>zdecydował się na dyskretne pukanie do okna, tak jak to robił<br>przed dwoma laty. Kartesz odchylił zasłonę i zaraz poznał<br>swego przyjaciela "z Polsko", coś krzyknął pod nosem, czego<br>Krzeptowski nie zrozumiał, i wyszedł otworzyć. Padli w sobie<br>w objęcia.<br> - Jóźko, a skąd się tu wziąłeś? - pytał z