Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
w gospodarstwie okazuje się niepotrzebna, Tekla na próżno usiłuje namówić go do przyjęcia miski strawy. Odmawia z taką stanowczością, jak gdyby bronił się przed niezasłużoną krzywdą:

- Nie gniewaj się, gospodyni! Nie zapracowałem na twój barszcz, a po prośbie nie chodzę,

Jegor mieszka daleko, w Słobodce. Rankiem nadjeżdża wywijając batem i wzbijając za sobą tumany kurzu. Pozwala mi siedzieć obok siebie na koźle i trzymać lejce. Częstuje mnie pestkami słonecznika, które umie łuskać z zadziwiającą i niedoścignioną zręcznością. Czasami, gdy są jakieś większe zakupy, wieziemy Teklę na targ. Przejeżdżamy most, jedziemy wzdłuż Łowati, mijamy drewniane parterowe domy, opędzamy się batem od psów
w gospodarstwie okazuje się niepotrzebna, Tekla na próżno usiłuje namówić go do przyjęcia miski strawy. Odmawia z taką stanowczością, jak gdyby bronił się przed niezasłużoną krzywdą:<br><br>- Nie gniewaj się, gospodyni! Nie zapracowałem na twój barszcz, a po prośbie nie chodzę,<br><br>Jegor mieszka daleko, w Słobodce. Rankiem nadjeżdża wywijając batem i wzbijając za sobą tumany kurzu. Pozwala mi siedzieć obok siebie na koźle i trzymać lejce. Częstuje mnie pestkami słonecznika, które umie łuskać z zadziwiającą i niedoścignioną zręcznością. Czasami, gdy są jakieś większe zakupy, wieziemy Teklę na targ. Przejeżdżamy most, jedziemy wzdłuż Łowati, mijamy drewniane parterowe domy, opędzamy się batem od psów
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego