Typ tekstu: Książka
Autor: Artur Baniewicz
Tytuł: Drzymalski przeciw Rzeczpospolitej
Rok: 2004
wystaje panu kolba.
- To się nazywa rękojeść. Albo chwyt. Kolbę ma karabin.
- Palant.
Teraz on był pod wrażeniem. Nawet nie dlatego, że zaszokowało go samo słowo. Chodziło o to, że wymówiła je jakoś... cieplej?
Dotarli do narożnika zespawanego z solidnych prętów ogrodzenia, skręcili. Miał teraz przed oczyma front willi. Sporo z boku, ale jednak.
- Podsadzi mnie pan? W tej spódnicy marnie się ruszam.
- Zdejmij.
- Jak zaczną strzelać, przypadkowo zrobię z pana sito. Wypadek. Każdy uwierzy, ostatecznie baba i automat... Już?
- Za garażami, w osi. Będą tylko dwa okna do upilnowania. Ale jak cię przerzucę, wyjmij tę maszynkę.
Pięćdziesiąt metrów. Skośny strzał przez
wystaje panu kolba.<br>- To się nazywa rękojeść. Albo chwyt. Kolbę ma karabin.<br>- Palant.<br>Teraz on był pod wrażeniem. Nawet nie dlatego, że zaszokowało go samo słowo. Chodziło o to, że wymówiła je jakoś... cieplej?<br>Dotarli do narożnika zespawanego z solidnych prętów ogrodzenia, skręcili. Miał teraz przed oczyma front willi. Sporo z boku, ale jednak.<br>- Podsadzi mnie pan? W tej spódnicy marnie się ruszam.<br>- Zdejmij.<br>- Jak zaczną strzelać, przypadkowo zrobię z pana sito. Wypadek. Każdy uwierzy, ostatecznie baba i automat... Już?<br>- Za garażami, w osi. Będą tylko dwa okna do upilnowania. Ale jak cię przerzucę, wyjmij tę maszynkę.<br>Pięćdziesiąt metrów. Skośny strzał przez
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego