za ramiona, buty wrosły w ziemię, a z otworów po sznurówkach wystrzeliwały teraz kępy kwitnącego perzu i rdestu. Na budynku stacji wisiała tablica z zamazaną nazwą miejscowości.<br>Schodziłem w dół po wąskiej kamienistej uliczce, musiał być środek lata, bo upał był nie do wytrzymania. Uliczka prowadziła w stronę rynku, już z daleka widziałem kwadratowy plac tonący w słońcu, białą wieżę kościoła, zarysy kamienic, smuklejszych i wyższych od tych, które, jakby onieśmielone swoim stylem, portalami, bogato zdobionymi wykuszami okiennymi, koronami attyk, kryły się w półmrokach wąskich ulic.<br><br>Halny. Nikt nie wie, skąd przychodzi. Może zawiązuje się gdzieś w górze, wysoko nad wierchowinami, w