nabiegłe oko, złapcie ją! trzymajcie!, krzyczał Smok, klacz wspięła się na tylne nogi, asystenci pierzchli, klacz pędziła wprost na boczny mur agrodzenia, stały tam ciężarówki ze sprzętem filmowym, kręcili się żołnierze-statyści, zabije się!, i nie wiem, jak i skąd wziął się przed oszalałym koniem ten człowiek.<br>Widzieliśmy to dość z daleka, człowiek w skórzanych spodniach i wysokich sznurowanych cholewach jakby się mierzył wzrostem z klaczą, która znów stanęła dęba zawisając przednimi kopytami nad głową śmiałka, zamknąłem oczy, a za moment było tam pełno ludzi, przecisnąłem się, ten człowiek w lewej ręce trzymał zszarganą uzdę, a prawą dłoń przyciskał do rany konia