ugniata, urabia niewidzialnymi palcami, formuje jak surową glinę, przepala natchnionym oddechem, napełnia strachem i pokorą albo podziwem i nadzieją, albo durzącą tkliwością - - a on właśnie, Derkacz, na kościelnym progu u drzwi kruchty stojący, kaznodziejskim urokom się uchyla, mowę natchnioną i wezbraną podejrzliwie w sobie waży, to i owo w myślach z nagła przypomni a poderwie... Czasem się to i na wierzch dobywało: błyskiem niespodzianym w oczach, skrzywieniem ust zjadliwym w cieniu wąsów albo i wzbiegłym w piersi naporem tajnego wzburzenia - <br>- Tak i dzisiaj.<br>Ale oto umilkł na kościele ów jazgot pobożny trzykroć odmówionej zdrowaśki; ciżba ludzka z wzdychaniem a szurganiem dźwigała się