krawat i dopiero teraz zdjął czapkę, ostrożnie, by nie zepsuć fryzury. Chwilę przechadzał się, zajrzał do kuchni, nasmarował sobie kawałek chleba smalcem - wreszcie wziął gruby tom geodezji, usiadł i utkwił wzrok w książce. Lucjan położył się na swoim łóżku. Zegar tikał zgrzytliwie, z dołu dochodził gwar miasta. Zygmunt czytał Reja z zapałem, z jakim czyta się powieści sensacyjne. W pokoju było bezgłośnie; z podwórka znów wpadł strumień wspaniałego śpiewu. Lucjan począł nasłuchiwać: głos płynął razem ze słońcem, dźwięczał jasno i czarował nie milknąc, zasilany świeżymi tonami. <page nr=28> Student cmoknął ustami niecierpliwie, Zygmunt oparł głowę desperacko na dłoniach, zaraz jednak odjął je, zajrzał lekceważąco