można? - zapytał Zygmunt zamierzając się do potężnego przyjacielskiego klepnięcia w ramię. - Bo ja oberwałem na dodatek jeszcze w łopatkę. Za Ogrodem Saskim. Chyba już od naszych, cholera! Pobłądziłem <page nr=334> po ciemku - strzelił palcami przed swoim obandażowanym okiem. - Czego się wybałuszasz? Widzę. Tylko tam, na Starówce, nasza łapiduszka uznała, że klapa, i zabandażowała mi całe oko. Odłamek nad brwią. Skórę nadszarpnął, kość niby pęknięta, ale to, co zostało, zupełnie mi wystarcza...<br>- Czarny Olo, nasz podchorąży, nie zdążył na punkt pierwszego sierpnia... - zaprezentował go malutkiemu, zasuszonemu kapitanowi. Zygmunt ubrany był w czarny pancerniacki mundur, smycz od parabelki zwieszała się z szyi, na piersi baretka