zrywali się, znów przysiadali, ogarnięci euforią radości. Niektórzy, może już zmęczeni, stawali pod ścianami i klaskali jak pan Oleś. Zrobiło się gorąco i bardzo wesoło. Marta nie spostrzegła się nawet, kiedy i jak porwano ją do tańca. Ocknęła się w ramionach "Kniazia". Prowadził ją delikatnie, jakby z szacunkiem, nie starał zabawić rozmową. Zresztą wszystko działo się tak szybko. Boże, kiedy ja tańczyłam? W trzydziestym dziewiątym? On tańczy chyba lepiej od Konrada. Co ja robię, jak można, Konrad nie żyje, Powstanie, to jest nieprzyzwoite! Zaraz się skończy, Surmowa przestanie, więcej już nie... Melodia zmieniła się, zmienił partner, a Marta tańczyła i tańczyła