do tych żałosnych bolączek pesymistycznie i dlatego nie zdobył sobie serc starszych pań na Krupniczej.<br>Lubił chodzić własnymi drogami. Miał rozlicznych kumpli różnej proweniencji i czasem znikał na kilka dni, nie uprzedziwszy nikogo, że będzie nieobecny. Wtedy wszystkie sprawy spadały na mnie, a ja bezradnie rozkładałem ręce. Potem Zygmunt przepraszał, zabierał się gorliwie do nadrabiania zaległości i jakoś zawsze potrafił wybrnąć z tarapatów.<br>Z biegiem lat Krupnicza pustoszała. Wyjechali Andrzejewscy, Brandysowie, Dygatowie, Szaniawski, Gałczyńscy. Pustoszała dla mnie, gdyż traciłem przyjaciół, ale przyjeżdżali nowi i nadal nie było żadnego wolnego mieszkania.<br>Powoli jednak dom przestawał być tym domem, jakim był na początku. Atmosferę