obraz z aniołem, który z ognistym mieczem w dłoni wyganiał grzeszną parkę na świat, nagle uświadomiłem sobie, że Ewa z twarzą będącą jednym wielkim emblematem rozpaczy, z ustami zmęczonymi bezustannym lamentem, z ciałem zwalistym, niezbyt foremnym, ale niezwykle jednak kobiecym, to po prostu Basia. Basia z tego koszmarnego spaceru rozgrzebanymi, zabłoconymi przez ciężarówki ulicami Służewca Przemysłowego. Idziemy, w twarze zacina nam deszcz, cóż z tego, że letni, skoro bardzo szybko robi nam się niewiarygodnie zimno. Ja w T-shircie, ona w białej, odświętnej koszuli, która szybko przemaka i oblepia jej pełne ciało. Rzucona przez Wojtka sonduje możliwość jego powrotu. Ja, zdziwiony