nie...<br>Mój romans z pantofelkami uważałem za zakończony. Powoli atmosfera na uczelni zaczęła się zmieniać. Wprawdzie nie wdawaliśmy się ani ja, ani doktor Czosnaczek w żadne rozgrywki, żadne koterie, owszem, próbowano nas wciągać do różnych obozów, ale bez skutku. Doktor Czosnaczek zbierał wyniki do pracy habilitacyjnej, mnie natomiast zmusił do zabrania się za złożenie po raz drugi pracy magisterskiej. Nie bardzo mi to odpowiadało, bo byłem zajęty prawdziwymi obserwacjami, specjalnym rodzajem kontaktu z roślinami, że opisywanie tego wszystkiego w drętwym języku techniczno-naukowym, wedle sztampy i przyjętych wzorów (wstęp, materiał i metoda, wyniki, dyskusja, literatura) budziło we mnie odruchy wręcz nieprzyzwoite