los koni. Chyba mocniej niż własny. Każdy miał wprawdzie właściciela, ale spichrz wciąż pozostawał zamknięty na olbrzymią kłódę i na zamek. Krył resztki dziedzicowego dobra, owies. Nowego nie ma czym młócić, młockarnia też poszła do Jastrowic. Wsioki nie chcą dworusom pożyczyć swojej. Wojna ze wsią rosła, zamieniała się w głuchą, zaciekłą nienawiść. Ano, gospodarzcie, skoroście zagrabili dziedzicowe. My na cudzą krzywdę niełakome, ale pomagać nie będziem. Czym karmić konie? Nawet gdyby było jak młócić, choćby cepem, chłopi nie umieli się zgodzić. Jak zliczyć, jak dzielić? Stogi stały na pustych rżyskach, których nikt nie podorywał, nie siał poplonu, pasły się tam krowy