i poszedł do Stiebla. Mistrz przechylił głowę na bok, wydawało się, że śpi.<br>- Doktorze, doktorze! - krzyknął Chabot popychając fotel ku światłu.<br>Schwind natychmiast przypadł do chorego.<br>- Zasłabł, normalne, pierwszy dzień na powietrzu. - Sięgnął po butelkę z amoniakiem. - Ingooolf! Zabrać żywo pana na górę i położyć!<br>Słońce zaszło, było szaro i zacisznie, powierzchnia wody wygładziła się zupełnie, nabierając ołowianych odcieni. Chabot, któremu wypełniony ponad wszelką miarę żołądek podchodził do gardła, a wino dymiło we łbie, zobaczył małą, zieloną łódkę z wiosłami opartymi o burtę i zarytymi w piasek. Niezgrabnie usiadł na burcie okrakiem, odepchnął łódź nogą, aż zakołysała się na wodzie. Tracąc