Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Wielbłąd na stepie
Rok wydania: 1996
Rok powstania: 1978
i pochrząkiwał, aby uprzedzić o swoim przybyciu. Przeważnie zaglądał pod wieczór, teraz zjawił się o niezwykłej porze. Uśmiechnął się szeroko, błyskając zębami, odznaczał się dobrą, ukraińską urodą, miał nieco skośne oczy i zawadiacki pukiel nad czołem.
- Dostałem dziś wolny dzień. Ckni się samemu, to przyszedłem w odwiedziny, Nina Stanisławowna.
- Chcecie zaczadzieć, Samowałow, jak ostatnim razem?
- Przywyknę. Jak zdrowie?
- Ano czekam na ból głowy. Niedługo będzie pora.
- Poproście naczelnika, żeby się zgodził, to ja bym wyciął w deskach dwa okna. To małe powiększyłbym na półtora metra i zrobił drugie nowe. Wtenczas czulibyście się tu jak w parku. Już wam o tym mówiłem
i pochrząkiwał, aby uprzedzić o swoim przybyciu. Przeważnie zaglądał pod wieczór, teraz zjawił się o niezwykłej porze. Uśmiechnął się szeroko, błyskając zębami, odznaczał się dobrą, ukraińską urodą, miał nieco skośne oczy i zawadiacki pukiel nad czołem.<br>- Dostałem dziś wolny dzień. Ckni się samemu, to przyszedłem w odwiedziny, Nina Stanisławowna.<br>- Chcecie zaczadzieć, Samowałow, jak ostatnim razem?<br>- Przywyknę. Jak zdrowie?<br>- Ano czekam na ból głowy. Niedługo będzie pora.<br>- Poproście naczelnika, żeby się zgodził, to ja bym wyciął w deskach dwa okna. To małe powiększyłbym na półtora metra i zrobił drugie nowe. Wtenczas czulibyście się tu jak w parku. Już wam o tym mówiłem
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego