Daigaku, gdzie nad zimną rybą, opiekanymi raczkami w lakierowanych skrzynkach i sosem sojowym z zielonym chrzanem pochylają się dwaj japońscy chłopcy w garniturach i dziewczyna, też Japonka, w granatowym kostiumiku, pewnie ze szkoły biznesu. Przechodzi obok zakładu fotograficznego i drogerii, mówi "Cześć" dwóm lesbijkom, które poznał jakiś czas temu w zadymionym bufecie w Marlinie, i jak zwykle skręca obok kościółka obleganego przez blekotliwy tłum głodnych schizofreników - zabłąkanych spadkobierców pomysłu stanowych władz, by opróżnić szpitale psychiatryczne i pozwolić pacjentom na własną rękę znaleźć drogę powrotu do społeczeństwa. Na razie łagodny, brudny tłum ciśnie się do drzwi kościelnej stołówki, a potem się zobaczy