znaleźli w nim swe miejsce. Zaglądali niekiedy do Warszawy, lecz nie roztkliwiali się nad jej odbudową.<br>Przygarnięci artyści ze Wschodu, ze Lwowa i okolicznych miast, "skrakauerzyli się" i dziwić im się nie należy, bo nie mieli dokąd wrócić.<br>Z "galicjanami" nie mieliśmy jakichkolwiek kłopotów. Nie wnosili żadnych pretensji i nie zadzierali nosów.<br>Przebywali kilka lat po tamtej stronie i wystarczało im to, co myśmy im ofiarowali. Kraków był dla nich eldoradem po sowieckiej egzystencji w chłodzie, głodzie i niepewności jutra. Promińscy, Broszkiewiczowie, Nikorowicz byli wyrozumiali, cierpliwi, nie mieli wygórowanych wymagań. Ludzie ze wschodnich rubieży Polski wielce różnili się od pozostałych, choć znajdowali