przepadała za towarzystwem i nikt nigdy nie wymawiał z jej powodu słowa "nieszczęście" . Marta domyślała się, że dyfteryt to było jedyne, co można dziecku z nieszczęścia matki odsłonić, że to znak umówiony, za którym kryły się tajemnice. <br>Kiedyś szły z Różą ulicami. Wiosennym popołudniem. Kasztany rozprostowały już zielone pięści, przebaczyły, zakwitły. Ludzie w porozpinanych płaszczach mrużyli oczy od słońca, udawali, że im za gorąco. Marta także rozwiązała szalik i powłóczyła nogami; nie z prawdziwego zmęczenia, tylko żeby od razu spoufalić się z wiosną, żeby nie zauroczyć jej zachwytem. Zapach kwietnia przesączał się przez dym, kurz i benzynę. Róża mocno trzymała w