zawiadomić<br>taksówkarzy, aby stawił się w stałym miejscu koło Szczyrbskiego<br>Ples. Józek z Wandą wyruszyli pieszo.<br> Maszerowali wolno, ale po paru godzinach Wanda ledwo<br>ciągnęła za sobą nogi. Krzeptowskiemu było jej serdecznie żal,<br>ale nie wyrażał na głos współczucia, gdyż bał się, aby do reszty<br>nie rozkleiła się. Wanda trochę żaliła się na ból nóg, ale widząc<br>zatroskaną minę towarzysza podróży, cały czas powtarzała:<br> - Panie Józku, niech się pan nie martwi, ja dojdę.<br> Do umówionego z Lachem miejsca faktycznie doszła, choć<br>na ostatnich nogach. Na kierowcę nie czekali długo.<br> Droga do Polomy upłynęła im szybko. Przyjechali na<br>miejsce około siedemnastej, więc musieli