to pragnę.<br>Pewnie, że nie zawsze tak było. Kiedyś w ogóle się nad tym nie zastanawiałem. Sen witałem z ufnością, dziecięcą, jak by powiedział jakiś dziewiętnastowieczny autor. Trudno znaleźć ten jeden punkt, kiedy dziecięcą ufność zastąpił niepokój. Zapewne dużą rolę odegrały w tym procesie bezsenne noce spędzone na niekończących się zalotach do niezliczonych panien, nie zawsze zwieńczone powodzeniem, obiecujące znacznie więcej, niż da się spełnić. I późniejsze wyrzuty sumienia. I późniejsze grzebanie w bebechach, które nigdy do niczego nie prowadzi, ale nie pozwala zasnąć. Najgorzej, kiedy wmówi się sobie miłość. Wtedy rozstanie pozbawia snu na tygodnie, zwłaszcza jak się ma dwadzieścia