Typ tekstu: Książka
Autor: Mariusz Sieniewicz
Tytuł: Czwarte niebo
Rok: 2003
się co chwila i wyrzucały przed siebie ręce, kreśląc niebo zygzakami białych palców, po czym znowu zasypiały. Co to jednak miało wspólnego z Zygmuntem? Nic. Przecież drzewa szumiały zwyczajnie w serpentynach morelowego światła, ludzie jak zwykle spieszyli się do pracy, autobusy przystawały, parskając, na przystankach. Smętnych kirów nie będzie i żalu żadnego też nie, gdyż i sam Zygmunt, zmiąwszy kilka przekleństw pod adresem Dziadka, poczuł się o wiele swobodniej. Było za wcześnie, żeby zakończyć dzień, i za późno, żeby rozpocząć na nowo. Na nowo - to znaczy w jakiś przyzwoity sposób. Dochodziła ósma. Dlatego, już uspokojony, czym prędzej dotarł do podziemnego przejścia
się co chwila i wyrzucały przed siebie ręce, kreśląc niebo zygzakami białych palców, po czym znowu zasypiały. Co to jednak miało wspólnego z Zygmuntem? Nic. Przecież drzewa szumiały zwyczajnie w serpentynach morelowego światła, ludzie jak zwykle spieszyli się do pracy, autobusy przystawały, parskając, na przystankach. Smętnych kirów nie będzie i żalu żadnego też nie, gdyż i sam Zygmunt, zmiąwszy kilka przekleństw pod adresem Dziadka, poczuł się o wiele swobodniej. Było za wcześnie, żeby zakończyć dzień, i za późno, żeby rozpocząć na nowo. Na nowo - to znaczy w jakiś przyzwoity sposób. Dochodziła ósma. Dlatego, już uspokojony, czym prędzej dotarł do podziemnego przejścia
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego