Typ tekstu: Książka
Autor: Mariusz Sieniewicz
Tytuł: Czwarte niebo
Rok: 2003
leśnego azylu, gdzie macki miasta jeszcze nie sięgały. Trawka, ułożywszy na rękach torbę niczym małe dziecko, kołysała nią na boki i zaśmiewała się, mówiąc coś do reszty. Rubin zabiegał jej drogę i chciał koniecznie coś wytłumaczyć, potrząsał przecząco głową. Jedynie Bocian szedł spokojnie, podparty sękatym kijem. Od razu Zygmunta wypatrzyli, zamachali rękami, że widzą i że poczekają.
- No cze - zawołała Trawka.
- Cześć, cześć - odpowiedział pośpiesznie Zygmunt, patrząc im po kolei w oczy.
Szukał, rzecz jasna, najprostszej przyczyny rozradowania Rubina i Trawki, czyli oznak spożywania nad rzeką piwa w ilości kontrolnej. O dziwo, nic z tych rzeczy.
- Właśnie gadaliśmy o Świetlickim. Zygi
leśnego azylu, gdzie macki miasta jeszcze nie sięgały. Trawka, ułożywszy na rękach torbę niczym małe dziecko, kołysała nią na boki i zaśmiewała się, mówiąc coś do reszty. Rubin zabiegał jej drogę i chciał koniecznie coś wytłumaczyć, potrząsał przecząco głową. Jedynie Bocian szedł spokojnie, podparty sękatym kijem. Od razu Zygmunta wypatrzyli, zamachali rękami, że widzą i że poczekają.<br>- No cze - zawołała Trawka.<br>- Cześć, cześć - odpowiedział pośpiesznie Zygmunt, patrząc im po kolei w oczy.<br>Szukał, rzecz jasna, najprostszej przyczyny rozradowania Rubina i Trawki, czyli oznak spożywania nad rzeką piwa w ilości kontrolnej. O dziwo, nic z tych rzeczy.<br>- Właśnie gadaliśmy o Świetlickim. Zygi
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego