na córkę ukradkiem, podejrzliwie: czy aby to ta sama dziewczyna? Niekiedy we wzroku widać było podziw: że znalazła w sobie takie dary, którymi można zjednać Różę; innym razem - żal, że go zdradziła, że doszła na tamtą stronę. <br>Róża, jeżeli - teraz - zastawała ich na rozmowie, płoszyła się. Oznajmienia, z którymi przychodziła, zamierały na jej wargach, nerwowo chwytała lub odstawiała jakiś przedmiot, wyglądała jak ktoś znienacka ugodzony. <br>- Cóż to znowu za konszachty? - pytała blado. <br>Dawniej również prześladowała przyjaźń córki z mężem, robiła to wszakże na zimno. Rzucała kilka szyderstw i odchodziła pełna satysfakcji. Zagarnąwszy Martę dla siebie, wciągnąwszy ją w krąg własnego urzeczenia