chcieć więcej? Intrygował mnie najbliższy sąsiad przez ścianę. Kiedy przechodził, ściągał na siebie wszystkie oczy, jak zawsze nieprzychylne jakiemukolwiek odstępstwu od normalności. Bo nosił rodzaj brunatnej szaty, a nie ubranie, i poruszał się jak kobieta, kołysząc biodrami, przez co wyglądał na hermafrodytę. Malarz, ale co maluje, nikt nie wiedział, bo zamykał się u siebie i z nikim nie utrzymywał stosunków. Nazywał się chyba Karczmarkiewicz. Udało mi się go trochę obłaskawić, wpuścił mnie do swojego pokoju i pokazał obrazy. W istocie były to ikony malowane na deskach, które niezbyt mi się podobały, ale dobrze się zgadzały z celą samotnika.<br> Sąsiadem na piętrze był