był pijany. Gdzie to, żeby ani domu, ni żony, ni dzieci. Tylko tak od<br>brzegu do brzegu. - A gdy przeszliśmy znów kawałek, zaczęła już<br>usprawiedliwiać przewoźnika: - Ano, różnie ludziom się układa. Może<br>przez to, że nie został tym marynarzem.<br> W górze wydawało się jeszcze jako tako widno, lecz przy ziemi<br>zaniosło się już na dobre szarością. W dodatku ta szarość niemal w<br>oczach gęstniała, jakby ktoś tak nam ją słał pod nogami, i na nic się<br>zdały zaklinania matki, że gdzie szarawo. Uklepana przez ludzkie stopy<br>na kamień ścieżka, zwykle przecież jaśniejsza od prowadzących ją pól,<br>ledwo się już od nich odcinała