międzyludzkiej. Gombrowicz był zwierzęciem nie tylko społecznym, także metafizycznym par excellence i zagubienie człowieka w kosmosie, jego osobliwość w świecie niepojętej przyrody, nie mówiąc już o poczuciu własnej dziwaczności, nieprzewidywalności... dawały mu dość powodów do trwogi. Była też ona zawsze obecna i w człowieku, co sam (niechętnie) przyznawał, i co zapewne ważniejsze, w jego książkach. Jednostka - a tylko ona Gombrowicza interesuje! - jest tam zawsze niepewna, osaczona, zagrożona, przydybana. Musi się bronić i ta "obrona" - zwykle bardzo wymyślna - stanowi zazwyczaj treść książki.<br>Ale czego bronić (w sobie)? I przed kim? Popatrzmy przynajmniej, jak to wygląda w Ferdydurke. Bohater boi się - i boi