Ciepłe, przesycone zapachem maciejki wieczorne powietrze wsypało się gwałtownie do pokoju.<br>Pani Linsrumowa czekała, aż wiadro napełni się zbielałą wodą. Kran pojękiwał żałośnie, rozpierany ciśnieniem, rury skryte w drewnianej studzience pełnej chłodnej wilgoci i żab wibrowały jak struny. Pani Linsrumowa gospodarnym okiem liczyła tymczasem cienkie i anemiczne łodygi "końskiego zębu", zasadzonego w tym roku po raz pierwszy koło płotu. Musiała jednak przerwać tę lustrację, ponieważ między sztachetami błysnęła nagle różowa sukienka, oblana gorącym światłem zachodzącego słońca. Przy furtce pojawiła się Paćka, znudzona, jak gdyby nonszalancka. Wiercąc biodrami, żeby wzbudzić kolisty obrót plisowanej pięknie spódniczki, dłubała jednym palcem w spróchniałym pieńku ogrodzenia