w łonie cywilizacji zachodniej pomiędzy pesymistyczną i optymistyczną koncepcją człowieka. Chrześcijaństwo nieufnie patrzyło na przyrodzoną zdolność człowieka do rozróżniania dobra i zła. Cnota stoików, obywająca się bez pomocy boskiej, grzeszyła w jego oczach nadmiarem pychy. Wrodzone skłonności ludzkie, nie rozjaśnione światłem łaski, musiały, zdaniem Kościoła, doprowadzić zawsze jedynie do grzechu, zaślepienia i obłędu. Co więcej, Kościół zachodni z pewnym niedowierzaniem patrzył na zdobywanie owej łaski w odosobnieniu, na załatwianie rachunków między Bogiem i duszą ludzką w czterech ścianach. Ecclesia miała być pośredniczką, rozdawczynią łask poprzez ustanowione w tym celu sakramenty. I jakkolwiek rozum ludzki nie był otoczony pogardą, to zawsze miał