się z Kazimierzem.<br>Siedział on pewnego przedpołudnia, jak zwykle, przy swoim stole w kancelarii kompanijnej; zawzięcie liniował jakiś papier. Kapitan miarowym krokiem przechadzał się po izbie z fajeczką w zębach. Był tego dnia, jak się wydawało, w humorze szczególnie łaskawym, co miało zapewne jakiś związek z panią kapitanową, gdyż kilkakrotnie zatrzymywał się przed oknem i patrzał w ogródek, gdzie dwaj żołnierze pod okiem pięknej Dolores równali właśnie grządki - Naraz uczuł Kazimierz ciężką dłoń kapitańską na prawym ramieniu.<br>- No, jak to tam właściwie było z tobą, Deczyński? - usłyszał niespodzianie nad głową pytanie, wyrzeczone surowym, lecz mniej jak zawsze twardym głosem.<br>Zerwał się