Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
cukier, a on czkał, czkał ze dwie godziny. O mało Bogu duszy nie oddał... Istna Sodoma i Gomora... Oj, dobrze, że ciebie, Adasieczka, nie było. Ty jesteś dziecko czutkie, znerwowałbyś się okropnie. Pan Jurczenko tylko latał i wszystlkich uspokajał, ale ponaprasnu. Ja już sama nie wiedziała, co robić... Uszy sobie zatykała, żeby tego lamentu nie słyszeć... Mówię ci, Adasieczk'a, Sodoma i Gomora!

Gdy przyszliśmy do domu, Krysia i Sierioża już spali, a ojciec siedział w gabinecie z panną Kazimierą. Przytuliłem się do ojca, zachowując stosownie do powagi chwili uroczyste milczenie.

Panna Kazimiera miała podkrążone, zaczerwienione oczy. Nos jej znowu się wydłużył
cukier, a on czkał, czkał ze dwie godziny. O mało Bogu duszy nie oddał... Istna Sodoma i Gomora... Oj, dobrze, że ciebie, Adasieczka, nie było. Ty jesteś dziecko czutkie, znerwowałbyś się okropnie. Pan Jurczenko tylko latał i wszystlkich uspokajał, ale ponaprasnu. Ja już sama nie wiedziała, co robić... Uszy sobie zatykała, żeby tego lamentu nie słyszeć... Mówię ci, Adasieczk'a, Sodoma i Gomora!<br><br>Gdy przyszliśmy do domu, Krysia i Sierioża już spali, a ojciec siedział w gabinecie z panną Kazimierą. Przytuliłem się do ojca, zachowując stosownie do powagi chwili uroczyste milczenie.<br><br>Panna Kazimiera miała podkrążone, zaczerwienione oczy. Nos jej znowu się wydłużył
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego