twarz w dziób niedorzeczny wydłużył mu nieco...<br><br>Rój dziadów na portretach w przeszłość zwiesił głowę...<br>A fotel, gdzie od drzemki głupiejąc bezwiednie,<br>Paź w uścisku pogmatwał poręcz i królowę,<br>Pruł się przez sen, co zresztą czynił w dnie powszednie...<br><br>Zaś w ostatniej komnacie, na łożu z purpury,<br>Śniąc o drogich zawczasu minstrelach i skaldach,<br>Królewna, że tak powiem, byt przeżyła z góry<br>Z głową w przyszłość wtuloną pod domyślny baldach!...<br><br>I w puchach prałabędnych grążyła doszczętnie<br>Swe ciało tym piękniejsze, że już bez znaczenia...<br>A twarz bledząc uśmiechem, przydawała chętnie<br>Stłumionemu istnieniu - wyraz nieistnienia.</><br><br><br><div type="poem" sex="m"><tit>MARCIN SWOBODA</><br><br>Z górskich szczytów lawina, Bogu