podsunął torebkę z cukrem kolegom. Herbatę pili powoli, zapalili kolejne papierosy, trwali w milczeniu, jakby powiedzieli już wszystko, co było do powiedzenia, a powieki opadały im jak liście zwarzone mrozem.<br>- Czternasta - odezwał się nagle podporucznik Hromadko.<br>Zerwali się, nałożyli czapki i płaszcze, przeszli przez kancelarię, korytarzem do wyjścia, ze schodów zbiegał, dopinając guziki, kapitan Grabowski. Oficerowie i sierżanci podążali alejką do wyjścia, przed wartownią stał z ponurą miną podporucznik Samczyc. Pasek czapki miał zapięty pod brodą, pełnił bowiem ostanią służbę oficera dyżurnego, potrzebną mu jak złe zrządzenie losu.<br>"A więc niebawem nie będzie już Samczyca" - pomyślał podporucznik Kowalik, podążając na obiad