kierunków. Chromy zaś, jak wielki postrzelony ptak, rzucał się w górę i przewracał na boki. Do nóg miał przymocowane kikuty. Stukały one w podium. Ślepy też stukał w scenę laską. Poza tym wszystko odbywało się w ciszy, gdyż ten prastary moralitet był mimiczny.<br>Kiedy zakończył się korowód osób, do których żebracy zwracali się o miłosierdzie, na scenie pojawił się chłopiec w komży. Klaskał w ręce, podskakiwał, ukazując widzom twarz pełną uśmiechów. Markował radość. Od księdza Piolantiego, który mnie pociągnął za rękaw, dowiedziałem się, o co chodzi. Oto chłopiec był zwiastunem radosnej nowiny: zbliżał się wielki święty, który robi cuda. Chłopiec w