bramy w lewo ulicą Gustowną, a <br>dalej Miłą i Wesołą. Na Miłej mieszkała Wiesia, z drugiej strony był pałacyk cioci Jadwini i fabryka Bendera, na którego mówiłam "wuj Karol z lusterkiem w oku", bo nosił przerażający monokl, którym mnie oślepiał. Był chyba czarnoksiężnikiem, ale nie zdołał mnie zamienić w starą żebraczkę, gdyż na balkonie narożnej już kamieniczki, przy ulicy Wesołej, siedział stary pan Jeruzalem i machaliśmy do siebie jakby nigdy nic. A tam, gdzie skręcało się na most nad Wolbórką, dostawałam ślazówki w aptece pana Ambroziewicza, wystarczało się uśmiechnąć i zatrzepotać rzęsami. "A to mała kokietka!"- wołał pan magister i zagłębiał