musiał teraz zwolnić i jechać ostrożniej, cóż dopiero Konrad. Aurelia znów się obejrzała, ale Artur surowo jej tego zakazał, gdyż - jak powiedział - od jej obrotów on traci równowagę i może się zdarzyć, że wylądują w kałuży.<br>Nie oglądała się więc, posłusznie, aż do chwili, gdy głośny plusk połączony z brzękiem żelastwa i bolesnym okrzykiem Konrada, kazał się jej domyślić, że kto inny właśnie stracił równowagę. Rzeczywiście - rower Konrada leżał w kałuży, jak konający rumak, przebierając niemrawo kołami, sam zaś jeździec klęczał w błocie, wściekły i obolały, powstrzymując się wyraźnie od okrzyku: "Poczekajcie!"<br>- Poczekajmy! - zawołała więc Aurelia, żałując bardzo biednego chłopca, ale