w Abruzze, a on - do Ostii. Ale dlaczego nie powtórzył mi swojej rozmowy z panem Corsi? Oszczędziłby mi nad wyraz przykrej dzisiejszej sytuacji. Wyjaśniłby rzeczywiste przyczyny. Stchórzył! Bez wątpienia stchórzył! Pełen rozgoryczenia, żalu, wściekłości zajechałem na most kolejowy, niedaleko ulicy Avezzano. Most się trząsł. Pociągi dudniły. Po drodze do domu zewsząd wrzaski, nawoływania, radiowa muzyka. Porzuciłem więc zaraz myśl, żeby uspokoić nerwy marszem. Perspektywa samotnego pokoju także mnie nie pociągała. Toteż kiedy w holu "Wandy" wpadłem na Malińskiego, z wdzięcznością Przyjąłem Propozycję, żeby z nim razem wyjechać za miasto. Być w ruchu, nie patrzeć wciąż na jedno i to samo, zająć