wyobrażeniem czyimś, a więc mimo woli sobą.<br> - Skąd ten koń? - spytałem z wyrzutem i w tej samej chwili zląkłem<br>się, że ojciec zechce mi rzetelnie odpowiedzieć, aby ośmieszyć moją<br>podejrzliwość.<br> Udał jednak, że nie słyszy. Wyciągnął spod siedzenia jakąś szmatę i<br>zaczął troskliwie ocierać konia z potu.<br> - Jak to się zgrzał. Jak to się zgrzał - wyrzucał sobie z goryczą. -<br>A przecież nie goniłem go. Jechałem, jak sam chciał. Mijać się dawałem,<br>aby go tylko nie ugrzać. I mijali mnie, bo widzieli, że koń czemuś<br>związany. Ho, ho, jak mnie mijali. Jak wściekłe psy, a mnie nawet złość<br>nie wzięła, żeby go