trwały długo, a mimo to nie zdołaliśmy <br>odnaleźć wykałaczki. Pan Kleks również był <br>bezsilny, gdyż jego prawe oko nie wróciło jeszcze z księżyca <br>i wskutek tego nie mogło być wysłane na oględziny.<br><br>Nic też dziwnego, że widząc zgryzotę pana Kleksa i naszą <br>niezaradność, chore sprzęty same zabrały się do <br>szukania zguby. Kulawe stoliki i stołki kuśtykały po <br>całej sali, dziurki od klucza rozglądały się uważnie <br>dookoła, szuflady powysuwały się, pojękując dnami, <br>lustra usiłowały odbić po kolei wszystko, co tylko mogły <br>w sobie pomieścić, wreszcie piec, pragnąc także <br>przyczynić się do znalezienia wykałaczki, powtarzał <br>nieustannie:<br><br>- Zimno-zimno-ciepło, zimno-ciepło-ciepło.<br><br>Zegar