aby nie za mało, panie Korbal? Nieśliśmy pana tyle lat, wynieśliśmy wysoko, do kamienicy, na Świętego Antoniego... I o rym pan nie pomyślałeś, że mogę już mieć pana dosyć, że mogę zrzucić gdziekolwiek, na przykład do jeziora...<br>Mówił spokojnie, jakby myślał na głos. Korbal, nie odrywając wzroku od niego, wolno złaził z głazu, wtem Szczęsny huknął :<br>- A pójdziesz stąd, ty...<br>Takim zdzielił wyzwiskiem, że Korbal przysiadł. - Coś ty - wymamrotał - coś ty, ja żem radny... Szczęsny wyrwał garść gliny spod nóg, zmiął w ręku w kulę. - Pieskiem zmykaj - takie mam życzenie! Z góry dostaniesz, war-war, piesku twoja bebeska!<br>- Spróbuj - groził cofając