blady, aż się zlękłam, bo<br>przecież nic takiego nie niósł. Ten plecak i siatkę. Oj, nie ma on<br>zdrowia, nie. Żeby chociaż przeżył to wszystko. Jeszcze ten but teraz.<br> Minęliśmy te ostatnie dwie chałupy i wieś się urwała. Stanęliśmy<br>przed rozlewiskiem pól, jeszcze słonecznych, lecz jakby z lekka już<br>przydymionych, zmatowiałych od więdnącego nad nimi słońca. Matka<br>omiotła wzrokiem te pola, to więdnące słońce i powiedziała:<br> - Wracajmy. Przejdziemy jeszcze raz. Był na pewno.<br> Znów znaleźliśmy się we wsi. Nie zadowoliła się jednak samym<br>rozglądaniem się na boki, lecz powodowana jakby gorączką, zaczęła<br>przebiegać z jednej strony drogi na drugą, przepatrując dociekliwie