elokwencja gdzieś się ulotniła. Mniej było w nim ufności, jaką niegdyś w ludziach pokładał. Czuł się cokolwiek rozgoryczony, oszukany przez los. Może niekiedy sądził nawet, że zawiódł go Bóg, historia, a także poczucie sprawiedliwości, które kształtował w sobie przez pół wieku, nieświadomy, że czasy się zmieniają, a wraz z nimi zmieniają się pojęcia. Przez to bywał anachroniczny, bo gdy inni godzili się z rzeczywistością, on pozostawał niepogodzony, wyrzucając światu brak godności. O cygarach nie wspominał. Ilekroć, każdego ranka i wieczora, w myśl obowiązującego regulaminu, odpowiadał spokojnym głosem swoje "Jestem!", nawiedzało go wspomnienie, wciąż żywe, ostre i coraz bardziej bolesne, że co