niezgrabny<br>Swą drewnianą tężąc dłoń,<br>Szarpie włos jedwabny,<br>Miażdży piersi, krwawi skroń.<br><br>Blada, poraniona<br>Panna Anna bólom wbrew<br>Od rozkoszy kona,<br>Błogosławiąc mgłę i krew!<br><br>Poprzez nocną ciszę<br>Idzie cudny, złoty strach...<br>A śmierć się kołysze<br>Cała w rosach, cała w snach.<br><br>Potem nic nie słychać,<br>Jakby ktoś na dany znak<br>Nie chciał już oddychać -<br>Byle istnieć tak a tak...<br><br>A gdy świt się czyni -<br>Panna Anna dwojgiem rąk<br>Znów zataja w skrzyni<br>Drewnianego sprawcę mąk.<br><br>Sztuczne wpina róże<br>W czarny, ciężki, wonny szal -<br>I po klawiaturze<br>Błądząc dłonią - patrzy w dal...<br><br>Dźwięki płyną zdradnie,<br>Płyną właśnie tak a tak...<br>Chyba